Gdybyśmy oparli wszelkie treści oraz przesłanie zawarte w "Alicji w Krainie Czarów" tylko na sferze rozumowej, to doszlibyśmy (bardzo słusznie zresztą) do wniosku, iż dzieło to obraca się w strefie pomiędzy snem i przejściowym stanem półsennym. We śnie w umyśle ludzkim możliwe są całkiem nieuporządkowane i pozornie nielogiczne wyobrażenia, które mają swoje źródło w podświadomości ludzkiej (wg Zygmunta Freuda). Ukryte przed światłem dziennym, innymi ludźmi i przed samym sobą pragnienia i żądze mogą znaleźć zaspokojenie jedynie w marzeniach sennych. Rozważając granicę między snem i przejściowym stanem półsennym, zauważamy bliskie jej pokrewieństwo z obłędem.
Tym często tłumaczy się absurdy stanowiące w większej mierze treść książki. Bardzo charakterystycznym tego przykładem jest rozmowa Alicji z Kotem z Cheshire, który mówi:
Jednak ten zwariowany cyrk, to nic innego niż świat dorosłych widziany oczami dziecka. Nie zostało ono jeszcze wciśnięte w ramy tej "dorosłości" zobowiązującej do pewnych form zachowań, a jednocześnie łamiącej je, bo przecież "prawo jest po to, aby je łamać".
Tak więc mamy tu do czynienia z wykorzystaniem przywilejów dorosłości dla usprawiedliwienia postępowania, popadania w patos i ton protekcjonalny, nadużywania władzy itp. W świecie tym rolę najmniejszą z możliwych odgrywa zdrowy rozsądek.
Może wspólnie z Alicją spojrzymy na ten świat paranoików, maniaków władzy, zadufanych w sobie przemądrzalców, pseudoautorytetów itp. I kogóż to zobaczymy?
Kluczem do świata absurdu jest Biały Królik - postać z pogranicza snu i jawy, który wciąga nas wraz z Alicją w nurt przygód w "świecie obłąkanych", czyli w "świecie dorosłych". Następnie widzimy Mysz zajmującą się głównie nudzeniem i popisywaniem się swoimi wiadomościami, które to czynności umożliwia jej "niejaki szacunek", jakim cieszy się wśród słuchaczy. Idąc dalej, spotykamy obrażalskiego i opryskliwego Gąsienicę, który swymi niejasnymi odpowiedziami i protekcjonalnym tonem wyprowadza z równowagi naszą bohaterkę i ze spokojem pyta: "Czego się irytujesz?". Od niewdzięcznego towarzystwa Gąsiennicy Alicja trafia do Księżny-Brzyduli, której można zarzucić wszystko prócz delikatności w obyciu. Centrum, dokoła którego prowadzone są rozmowy, to morały, jakie wyciąga z tych właśnie dyskusji ("Ależ ona doszukuje się we wszystkim morałów! pomyślała sobie Alicja.").
Następnym wydarzeniem w owej krainie zamieszkałej przez indywidua jest spotkanie Zająca Marcowego i Kapelusznika, którzy "obaj są stuknięci na umyśle", jak rzekł Kot z Cheshire. Nie jest to dziwne, gdy dowiadujemy się, że ich doba składa się wyłącznie z godziny szóstej, czasu herbatki. Także z nimi Alicja nie znajduje wspólnego języka, ponieważ mówią oni zagadkami.
Barwny korowód zamyka postać Królowej Kier przepełnionej iluzjami władzy i wydającej na prawo i lewo wyroki śmierci: "Uciąć mu głowę!". Wizerunek Królowej dopełnia obrazu świata odbitego w krzywym zwierciadle groteski.
W swojej książce Lewis Carroll parodiuje bardziej lub mniej znane wiersze, co podkreśla atmosferę nieobliczalności w utworze.
Autor nie próbuje wyjaśnić, dlaczego świat dorosłych w "Alicji w Krainie Czarów" jest w takim stopniu absurdalny, ale jedynie przedstawia nam widok ukazujący się niewinnemu dziecku, które posiada więcej logiki niż wszyscy obłąkańcy z Krainy Czarów razem wzięci.
Wydaje mi się, że gdyby każdy dorosły zatrzymał w sobie choćby małą część natury małego dziecka, świat nareszcie poznałby w praktyce pojęcie "zdrowy rozsądek", nie zaś bezładne okrzyki Królowej: "Uciąć mu głowę!" i stwierdzenie Gąsiennicy: "Całkiem źle, od początku do końca!".
Lecz w tym rozsądnym świecie zabrakłoby... uśmiechu bez Kota z Cheshire. A szkoda.