Panowanie dżumy w Oranie zakończyło się z chwilą pojawienia się pierwszych oznak nadziei. W ludziach obudziło się nieśmiałe poczucie, że ich cierpienia może niedługo osiągną kres. I stało się. Dżuma odeszła, a wraz z tym odejściem ożyły udzkie złudzenia, iż wszyscy będą potrafili żyć tak jak przed epidemią. Ludzie z pozoru zatriumfowali nad chorobą, "zdawali się wierzyć, że dżuma może przyjść i odejść, a serce ludzkie pozostanie nie zmienione".
W mieście zapanowała euforia. Porzuciwszy swe ciche, wypełnione cierpieniem domostwa, mieszkańcy Oranu świętowali koniec czasu rozłąki i strachu, na krótko odsuwając od siebie dwie ważne rzeczy, jakich nauczyła ich dżuma: wiedzę i pamięć. Był to czas przejściowy między cierpieniem i zapomnieniem. Jedynie za niektórymi okiennicami materializował się ból ludzki - opłakiwano zmarłych.
Dżuma wydobyła ze społeczeństwa bardzo prosty i znaczący fakt, "że w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę". Wszyscy mieli owo poczucie jedności w przebytym cierpieniu i w uldze, która po nim nastąpiła. Tak jakby miasto oddychało tym samym tempem.
Ale dżuma nie musi oznaczać tylko epidemii: może to być jakiekolwiek inne zło dotykające ludzkość; zło, które można uśpić, ale które w każdej chwili jest gotowe ponownie przesłonić blask dnia ciemną chmurą cierpienia ludzkiego i strachu.